wtorek, 13 grudnia 2016

- 1 -

Następny dzień bez Alana był ciężki. Poszłam na policję by zgłosić zaginięcie. Problem był w tym, że jako prawnie obca dla niego osoba nic nie mogłam zrobić. Nikt nie chciał mnie słuchać. Właśnie do mnie docierał błąd, który popełniłam odwlekając zaręczyny i ślub. Gdybym była jego rodziną mogłabym cokolwiek zdziałać.
  Wychodziłam z komendy zawiedziona i zmęczona ciągłym proszeniem o pomoc ludzi , którzy mieli mnie za wariatkę. Wybrałam jego numer w telefonie i znowu przywitała mnie poczta głosowa. Nagrałam się już tyle razy... "Gdzie jesteś Alanie Lottie, gdzie.." - myślałam wciąż co mogło się stać.
Byłam już w każdym szpitalu jaki tylko znałam. Pytałam wszystkich znajomych. I wciąż nie miałam odpowiedzi. Byłam w rozsypce. Coś się stało, tego byłam pewna. Alan nigdy tak nie znikał, nie na tak długo. Stałam i patrzyłam w dal , gdy nagle zadzwonił telefon.
-Halo , Alan to ty ? -
-Niestety Olivio to tylko ja Agnes
-A to ty , przepraszam
-W porządku , chciałam zapytać czemu stoisz pod moim domem i nie wejdziesz
-Słucham ? -Nie wiedziałam o czym mówi do mnie moja starsza siostra.
-Oh.. -Rozłączyła się. Nie zdążyłam schować komórki do torebki a ona już prowadziła mnie do swojego domu.
Agnes była ode mnie starsza o cztery lata, miała już męża i właśnie zaszła w ciążę. Mięli piękny dom na obrzeżach miasta. Przed wejściem Agnes miała ustawione ceglane skrzynie, w których rosły najróżniejsze kwiaty. Nie mam pojęcia skąd ona je wytrzasnęła, bo jeszcze w żadnej kwiaciarni nie widziałam podobnych.
-Livi , Livi co się z tobą dzieje? hm? - Posadziła mnie w chłodnym salonie na najwygodniejszej kanapie na świecie. Agnes sama ją zaprojektowała.
-Nie mów tak do mnie , nie jestem już mała ... Roderick w pracy ?
-Tak, handlowiec wiecznie na posterunku. Dobra mów co się dzieje, nie tak często do mnie przychodzisz nawet o tym nie wiedząc.
-Alan ... - I już nie wytrzymałam,  tym momencie łzy leciały mi jak grochy.
-Ale co Alan ,Livi mów , nic nie wiem. - Zmartwiona Agnes usiadła przede mną i trzymała mnie za ramiona lekko mną potrzęsając.
-To już czwarty dzień ... - Nie mogłam powiedzieć na głos tego , co tak naprawdę myślałam, to czego tak się bałam. Poza tym dławiłam się łzami. -Nie ma go Agnes nie ma ...
Serce biło mi tak mocno , miałam wrażenie ,że odbija się od moich żeber i uderza w kręgosłup. Cała się trzęsłam.
-Spokojnie mała, spokojnie. - Przytuliła mnie i czekała aż się uspokoję. A trwało to bardzo długo. Chyba nawet się zdrzemnęłam, gdy otworzyłam oczy już słońce chyliło się ku zachodowi. Czułam, że moja siostra rządziła już w kuchni i nawet coś przypaliła. Nigdy nie była dobra w gotowaniu, ale zawsze się starała zwłaszcza odkąd poznała Rodericka.
-Jej, Agnes coś się pali.
-Oo , przepraszam, wiesz ,że mi to nie wychodzi ale..
-Ale się starasz , wiem. Pokaż to .
Naprawiłam za nią przypalony obiad a właściwie to już chyba kolację. Usiadłyśmy do jej nieskazitelnie czystego szklanego stołu. Moja siostra projektuje meble i ma fioła na punkcie czystości.
-Livi jak ty to robisz, ja bym to wyrzuciła a ty to zamieniłaś w cudo - uśmiechnęła się . - Powiesz mi teraz o co chodzi ? Tylko spokojnie proszę.
-Alan zaginął, nie ma go już cztery dni - Powiedziałam najciszej jak się da patrząc w okno.
-Przecież on znikał czasem na dłużej, to nie rozumiem , nie przyzwyczaiłaś się ?
-Nie Agnes, Alan zaginął. - Tym razem mówiłam to twardo i zdecydowanie. Spojrzałam jej w oczy. Chyba się przestraszyła , bo skinęła głową. - Zawsze mówił kiedy jak to ujęłaś "znikał" . Nigdy mi się z tego nie tłumaczył więc nie wiem co robił na tych swoich wypadach. Wiedziałam tylko , że rzekomo taką ma pracę.
-Może teraz te...
-Nie! Czy ty mnie w ogóle słuchasz ?! On zaginął! Coś mu się stało ! Coś jest nie tak , Agnes ! Wiem to , czuję, że coś jest nie tak ... - Nie mogłam wytrzymać tych emocji w sercu,które znów chciało mi się wyrwać.
-Dobrze , przepraszam , Livi przepraszam . Mów dalej.
-Byłam zgłosić zaginięcie.
-No i ?
-I nic,a co ja mogę , nikt mnie tam nie traktował poważnie. Powiedzieli mi , że pewnie mnie rzucił i nie życzy sobie ze mną kontaktu. a i tak muszę czekać jeszcze dzień żeby mogli zacząć coś robić, wiesz jacy oni są...
- No tak, zapytam Rodericka , ma kolege w ..
-Nie! Nie mieszaj go do tego. Agnes on mi się oświadczył dzień wcześniej zanim zniknął ... - Ukryłam twarz w dłoniach. Tak bardzo brakowało mi Alana, jego głosu , ciepła . - A ja głupia mu odmówiłam , rozumiesz ?! Powiedziałam, że jest za wcześnie , jaka ja głupia jestem , Agnes ! Co ja narobiłam ! Co ja narobiłam ... -Znów płakałam , miałam ochotę gdzieś się schować uciec.
-Nie płacz , przecież nie masz dowodów . Może Alan wróci lada chwila. - Agnes starała się mnie pocieszyć.
-Obdzwoniłam okoliczne szpitale , nikt o nim nie słyszał . Nie ma po nim śladu.
-Olivia , to akurat dobry znak. To znaczy , że nic mu się nie stało.
-Tego nie wiesz, a ja wiem , ja wiem , że Alan jest w niebezpieczeństwie i że to moja wina.
-Nie prawda. Hej , mała. Nie płacz.
-Nie odbiera telefonu od czterech dni. Zawsze pisał choć słowo, albo zadzwonił , że wszystko w porządku. Teraz nie mam żadnego znaku życia od niego , NIC.
-To, że padła mu komórka to nie wytłumaczenie, ale Livi nie możesz tracić nadziei. A jak wszystko jest w porządku? Nie denerwuj się. Może ja do niego zadzwonię? O ! - W pokoju rozległ się dzwięk telefonu. - Może to on. Poczekaj.
Czekałam. Siedziałam zestresowana i wycierałam łzy z policzków. Agnes poszła do kuchni i chwilę nie wracała.
-I co ? Kto to był?!
- Alan  , Livi . Czeka pod waszymi drzwiami i nie może wejść do środka. Ej , zamknij buzię , bo muchę zjesz - Moja siostra się ze mnie nabijała. a ja nie byłam w stanie się ruszyć. - No biegnij do niego! Przecież wrócił i czeka na ciebie.
-Czemu nie dałaś mi z nim pogadać ?
-Oj. O co ci chodzi ?
-A jak to jakiś żart ? Czemu do mnie nie zadzwonił?
-Bo tobie padła bateria - Agnes pokazała mi mój telefon, który sama musiała podłączyć do prądu. Nie omieszkała się ze mnie ponabijać, cała ta sytuacja była dla niej bardzo komiczna.
-Przepraszam. Ale nie śmiej się ze mnie. Dobra idę. Dziękuję.
-Hej, Livi masz . - Siostra dała mi kluczyki do swojego auta.
-Dziękuję  - Rzuciłam się jej na szyję.
  Jechałam przez miasto wciąż będąc zdenerwowana ale i z pewną ulgą.
  Alan siedział na schodach przed drzwiami mieszkania.
-Olivia ! - Wstał , gdy tylko mnie zobaczył . Widziałam jak strach znika z jego twarzy.
-Alan! Jak ja się o ciebie bałam! - Objął moją twarz swoimi ogromnymi dłońmi i pocałował w czoło. -Jak ja za tobą tęskniłam... Chodź do środka . Boże Alan , jak ja się o ciebie martwiłam.
  Pierwszym , co zrobił Alan po zamknięciu drzwi było przytulenie mnie z taką siłą, że zapomniałam jak się oddycha. Patrzył na mnie, przytulał, całował, głaskał po głowie. A jednak moje przeczucia były słuszne. On był albo wciąż jest w niebezpieczeństwie. Strach malował się na jego twarzy tak mono jak nigdy.
-Myślałem, że cię straciłem, że się już nie zobaczymy. Olivio, kocham cię, wiesz to prawda? Powiedz , że to wiesz, proszę...
-Kocham Cię Allanie Lottie, Kocham Cię na zawsze i na wieki, tu i teraz , dziś i jutro. Kocham Cię do skończenia świta i jeden dzień dłużej. Kocham Cię i tyko Ciebie. Allan chcę za Ciebie wyjść i być twoja na zawsze. - W trakcie jak mówiłam rozluźniał swój uścisk i patrzyła mi w oczy jednocześnie się uśmiechając, chyba nie wierzył w to co słyszy. - Proszę cię powiedz mi co się dzieje. Powiedz mi wszystko Allan. Bardzo się o ciebie bałam i czuję , że wciaż jest coś nie tak.
-Obiecałem ,że cię nie zostawię . Tylko to pozwoliło mi wrócić. To było straszne Olivio... - Zapowiadało się na dłuższą i ciężką rozmowę.
-Hyy! Muszę odwołać zaginięcie na komendzie !
-Ty naprawdę się bałaś. -Stwierdził tak dziwnym tonem jakby dotąd nie wierzył w to, co do niego czuję.

środa, 30 listopada 2016

POCZĄTKI

Zrozum, to jest dla mnie jeszcze za wcześnie!
-Ale co ty opowiadasz. Na co ty chcesz czkać? - Słyszałam w jego głosie nutę irytacji. Patrzyłam na niego, stał przy oknie. Widziałam lewy profil jego twarzy, który oświetlały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Był taki pociągający i tajemniczy, zamyślony, odpłynął na chwilę. Znam tę minę zbyt dobrze. Wstałam z łóżka i objęłam go w tali.
-Kocham Cię Alanie Lottie na zawsze i na wieki ...- Nie pozwolił mi dokończyć, złożył bardzo delikatny i czuły pocałunek na moich ustach patrząc mi jednocześnie w oczy. Ten mężczyzna nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, choć to dziwne , bo nie ukryje przede mną żadnej emocji.
-Nie kończ jeszcze skoro się wahasz.
-Nie zostawiaj mnie, proszę, nie odchodź. -Mówiłam już przez łzy.
-Spokojnie, chcę tylko żebyś za mnie wyszła. To chyba nic złego?
-Nie, nie. Tylko nie spiesz się z tym. To jest zbyt poważna decyzja.
-Dobrze, poczekam aż będziesz gotowa Olivio.

* * *